Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

poniedziałek, 23 listopada 2015

Wywiad z Rafałem Lewandowskim

Iga
1. Kiedy zobaczyłam Pana imię i nazwisko, pomyślałam, że jest Pan tym sławnym piłkarzem, a  Pana książki to jakieś biografie :)
Takie nazwisko bardziej ułatwia czy uprzykrza życie?

Na co dzień nie ma to praktycznie żadnego wpływu, a już na pewno niczego mi to nie ułatwia. Niestety, nikt zarządzający finansami Bayernu Monachium nie przelał przez pomyłkę pieniędzy na moje konto. To oczywiście żart. Nie określiłbym, że takie nazwisko uprzykrza życie, bo to byłaby lekka przesada, ale przyznaję, że czasami bywa to denerwujące. Od kilku lat wydaję te moje książki, pracując w ten sposób na swoje nazwisko i chciałbym być kojarzony właśnie ze swoją twórczością, a gdy widzę, że któraś osoba z kolei przekręca moje imię (co ostatnio zdarza się dość często), to myślę sobie, że to daremny trud. Ogólnie samo nazwisko Lewandowski jest jednym z najpopularniejszych nazwisk w tym kraju (według aktualnych danych chyba siódme) i już samo to sprawia, że ciężko zaznaczyć w ten sposób swoją indywidualną działalność, np. jeśli chce się znaleźć jakieś informacje o mojej twórczości na stronie Biblioteki Narodowej, to trzeba przebić się przez osiem stron Lewandowskich, którzy coś tam wydali. Przez to trudno zostać zapamiętanym, prawidłowo zapamiętanym, podkreślam.

bookworm
1. Jest Pan bardzo młody, swoją pierwszą książkę wydał Pan w wieku 20 lat, czyli dokładnie w takim wieku jak ja teraz. 5 lat później, ma Pan w swoim pisarskim dorobku 8 książek. Jak Pan to zrobił? Skąd czerpie Pan taki ogrom pomysłów? I czy kilka lat temu, dopuszczał Pan do siebie myśl, że osiągnie Pan tak duży sukces?

Jak to zrobiłem? Najkrócej rzecz ujmując: usiadłem, napisałem, wydałem. Teraz oczywiście wydaje mi się to takie proste, ale na początku nie wyglądało to tak łatwo. Trzeba było się do tego przyłożyć, włożyć mnóstwo pracy, poświęcić ogrom czasu, zrezygnować z czegoś. Czy było warto? Coraz częściej myślę, że nie, chociaż z drugiej strony cieszę się, że jednak spróbowałem coś zrobić w tym kierunku, nawet jeśli efekt tych działań niekoniecznie jest taki, jak bym sobie tego życzył. Pomysły czerpię praktycznie zewsząd, a te, które doczekały się realizacji, to zaledwie niewielki odsetek tego, co przychodziło mi do głowy. Wiele z nich nie zostało zamienione na powieść i już nie zostanie. Jeśli zaś chodzi o sukces i jego rozmiar, to Pani wyobrażenie jest zupełnie błędne. Nie sądzę, żeby to, co do tej pory osiągnąłem, można było nazwać sukcesem, a już z całą pewnością nie dużym sukcesem. Raczej wręcz przeciwnie. Moje literackie cele, które wyznaczyłem sobie na początku tej drogi, wciąż pozostają dla mnie nieosiągalne, mimo że założenia te wcale nie były zbyt wygórowane.

2. Czy od dziecka chciał Pan pisać książki, czy raczej inaczej wyobrażał sobie swoją przyszłość? Jaki był Pana wymarzony zawód z dzieciństwa?

Tak, od bardzo dawna chciałem pisać książki, aczkolwiek długo wydawało mi się to niemożliwe. Bo niby, jak to tak? Usiąść i napisać całą powieść? Przecież nie dam rady. Ale minęło parę lat, w trakcie których podjąłem parę nieudanych prób i w końcu jakimś cudem udało mi się napisać swój przyszły debiut do końca.

Iza, po.zachodzie.slonca
1. Jakie jest Pana ulubione danie?
Jak już przy tym jesteśmy, załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa, jakie według Pana powinny być jej składniki?

Nie mam jednego ulubionego dania. Ważne tylko, żeby w większości składało się ono z mięsa i żeby było dobrze przyprawione. To podstawa, bo np. obiad bez mięsa, to dla mnie nie obiad. Teraz druga część pytania – książka jako potrawa. Najpierw trzeba określić, jakie danie chcemy przygotować, a więc pomysł. Potem trzeba skompletować odpowiednie składniki, czyli przygotować plan wydarzeń. Potem wziąć odpowiedniej wielkości naczynie (gruby pusty zeszyt). Posiłek musi być treściwy, a książka musi być o czymś, dlatego zaczynamy od najważniejszego: w kuchni od mięsa, w książce od osi całej historii; krótko mówiąc – tu i tu samo mięcho. Potem trzeba to czymś doprawić, więc w książce konieczne są tu zwroty akcji i stopniowanie napięcia. Później można dodać parę warzyw, czyli skupić się na mniej istotnych, pobocznych wątkach opisywanej historii. Następnie trzeba cierpliwie czekać, aż danie będzie dopieczone, czyli korekta i ostatnie poprawki w tekście. Warto też zadbać, by posiłek został apetycznie podany, czyli w przypadku książki trzeba przygotować ciekawą okładkę. Tak, żeby już na pierwszy rzut oka poczuć głód i rzucić się do jedzenia oraz analogicznie zamówić książkę i natychmiast po jej otrzymaniu zacząć „jeść”, czyli czytać. Najlepiej do momentu, gdy talerz będzie pusty, czyli aż do ostatniej strony. Głodni? Oczywiście mojej najnowszej książki…

2. Przypisze Pan do każdej litery imienia i nazwiska cechę, która odzwierciedla Pana?

A zaskoczę Panią, nie przypiszę. To bardzo ciekawe pytanie, ale sądzę, że moje nazwisko jest zbyt długie, by do każdej litery przyporządkować jakąś cechę, która naprawdę oddawałaby moją osobowość. Tak właściwie to tylko wymówka, gdyż spróbowałem sprostać temu zadaniu i nawet sporo udało mi się dopasować. Problem w tym, że przychodziły mi do głowy same wady i to absolutnie nie nadawało się do publikacji. Np. nie wiedzieć czemu, pierwsza cecha na literę „l”, która przyszła mi do głowy, to lenistwo. Cała trylogia w rok i lenistwo? Chyba za dużo od siebie wymagam. Później było już tylko gorzej, więc po dotarciu do litery „n” postanowiłem sobie odpuścić.

Beata Lewandowska
1. Co lubisz robić w jesienne wieczory?

Odpowiedź na to pytanie nie będzie chyba szczególnie zaskakująca. Najbardziej lubię czytać i to nie tylko wieczorem i nie tylko jesienią. Dużo czasu spędzam też słuchając muzyki. Do niedawna w wolnych chwilach również sporo pisałem, czego efektem jest chociażby tegoroczna „Niema Trylogia”.

Tajemnica33
1. Czy jest temat, czy jest taka sfera życia o której bałby się Pan wspomnieć w swojej książce. A może wstydziłby się Pan o czymś "opowiadać" w swojej książce?

Absolutnie nie. Zawsze pisałem, co chciałem, jak chciałem, kiedy chciałem i, przede wszystkim, o czym chciałem. Według mnie można pisać o wszystkim, poruszyć każdy temat, który wydaje się interesujący, nawet jeśli byłby on dość kontrowersyjny czy wręcz wstydliwy. Najlepszym potwierdzeniem tego, że nie wstydzę się o niczym „opowiadać” w swoich książkach jest chociażby  „Niema Trylogia”, w której pozwoliłem sobie miejscami na coś, co nazwałbym czymś w rodzaju takiego mentalnego ekshibicjonizmu. Myślę, że gdyby ją Pani czytała i zwróciła uwagę na dość osobiste fragmenty „Bloku” czy samo zakończenie „Dziedzica”, odpowiedź na to pytanie byłaby oczywista. Czyli krótko mówiąc, nie ma takich tematów ani takiej sfery życia, o której bałbym się wspomnieć w swoich książkach. W takich przypadkach nie pojawia się we mnie strach czy wstyd przed podjęcie jakiegoś wątku, raczej obawa, czy to, co dla mnie jest ważne i warte opisania, będzie równie interesujące dla czytelnika. Jednak podkreślam, że najważniejsze jest tu moje zadowolenie i satysfakcja z kształtu własnej książki, reakcja odbiorcy ma znaczenie drugorzędne. Jest ona ważna, ale nieco mniej, nie wstydzę się do tego przyznać.

Justyna Kobryło
1. Panie Rafale, jest Pan osobą oddaną kulturze, do Pana zajęć należy głównie pisanie, jak również wydawanie. Ciekawi mnie, czy takie zajęcie jest dla Pana satysfakcjonujące finansowo? Pasja to ważna sprawa, jednak utrzymanie siebie i rodziny to sprawa bezapelacyjnie priorytetowa. Czy można wyżyć z pasji?

Z tą osobą oddaną kulturze to nie przesadzajmy, po prostu sobie piszę. Odnosząc się już do samego pytania, może i można wyżyć z pasji, aczkolwiek osobiście nic mi o tym nie wiadomo. Pisania nie traktuję jako zajęcia zarobkowego, gdyby tak było, zrezygnowałbym z tego już po debiucie. Jeśli ma Pani ochotę rzucić pracę i zająć się wyłącznie pisaniem, to odradzam, bo sądzę, że nawet ci najlepsi polscy autorzy, o których jest dość głośno, nie utrzymują się wyłącznie ze sprzedaży swoich książek. No może z nielicznymi wyjątkami, ale myślę, że ciężko dołączyć do tego grona wybrańców, którym się to udało. Ja z całą pewnością do tych szczęściarzy nie należę i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się z tym pogodzić. Już dawno przestałem się łudzić, że może być inaczej. Nie to miejsce, nie ten czas, nie ten człowiek, nie ta branża. Może i zabrzmiało pesymistycznie, za to szczerze.

Magdalena Sz L - NAGRODA!
1. Prowadzi Pan "Artystyczny Bełchatów", pisze książki, a jak jest z muzyką? Słucha Pan pisząc, czy tylko w czasie relaksu? Czy w ogóle Pan słucha i lubi muzykę? Jeśli tak to czego/kogo?

Owszem, słucham, aczkolwiek nie w trakcie pisania. Słucham różnej muzyki, ale najwięcej chyba polskiego rapu. Jeśli chodzi o ulubione zespoły i wykonawców to będzie to na pewno Grammatik, Pezet, Skor, Zeus i naprawdę wielu, wielu innych, mógłbym tak wymieniać bez końca. Lubię też lokalnych bełchatowskich raperów takich jak Nado Andrzejewski, Em Pio, Hary, Magier czy Kaerzet One. Ogólnie ciężko mi krótko odpowiedzieć, kogo lubię słuchać, bo praktycznie co sezon pojawia się ktoś nowy, na kogo warto zwrócić uwagę, więc ta lista ulubionych ciągle się poszerza. Dotyczy to tak samo muzyki jak i literatury. Jest w czym wybierać, mamy w Polsce wielu zdolnych twórców.

2. Ulubiony książka lub powieści ulubionego autora, jeśli jest taki/taka, którą zabrałby Pan na bezludną wyspę czy np. w podróż koleją transsyberyjską (oczywiście na całej trasie :) ) ?

Myślę, że akurat na bezludnej wyspie przydałyby mi się bardziej praktyczne przedmioty niż książka. Chociaż tam mógłbym sobie w spokoju poczytać, nikt by mi nie przeszkadzał. Może nie wziąłbym tam książek ulubionego autora, tylko zabrałbym coś ambitniejszego, czego normalnie nie miałbym ochoty czytać. Może wszystkie tomy „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta? Gdybym bardzo się tam nudził i miał do czytania tylko to, to może udałoby mi się przebrnąć przez wszystkie te grube tomy, których o ile dobrze kojarzę jest siedem. Pytanie tylko, jak bym je tam ze sobą zabrał? Z takim obciążeniem pewnie poszedłbym na dno, zanim dopłynąłbym do jakiejkolwiek wyspy. Natomiast w podróż koleją transsyberyjską (chociaż nie mam w planach takiej wycieczki) wziąłbym coś interesującego, trzymającego w napięciu, żeby nie zasnąć po drodze. Myślę, że mógłby to być cykl o Harrym Hole’u autorstwa Jo Nesbø lub jakiś inny cykl skandynawskich kryminałów. Na pewno nie wziąłbym tam „Morderstwa w Orient Expressie” ani żadnej innej książki, w której opisywane śledztwo dotyczyłoby zwłok znalezionych w jakimkolwiek pojeździe szynowym.

3. Co najbardziej Panu przeszkadza podczas pisania, co wytrąca z rytmu a co Pana najbardziej denerwuje w społeczeństwie o czym chciałaby się napisać z wściekłością? (pytanie właściwie dotyczy dwóch odrębnych i różnych sytuacji, ale tak mi przyszło do głowy i tak spłynęło z palców na klawiaturę i tak już niech zostanie :)

W pisaniu przeszkadzają mi często takie pojawiające się nieplanowane zajęcia, które trzeba wykonać, a których nie uwzględniłem w swoim harmonogramie prac nad książką. Do pisania potrzebuję też ciszy, dźwięki płynące z telewizora czy radia strasznie mnie rozpraszają. Chyba jednak najbardziej przeszkadzam sobie sam, twierdząc, że robię sobie przerwę i włączam komputer tylko po to, by sprawdzić pocztę i zaraz wracać do pisania, a później okazuje się, że zmarnowałem dłuższy czas na właściwie nie wiadomo co. Na szczęście nad tym panuję i zazwyczaj proces pisania przebiega bez większych zakłóceń i bez szczególnych odstępstw od wyznaczonego planu. Natomiast jeśli chodzi o drugą część Pani pytania, to owszem, jest parę kwestii, które mnie denerwują, ale raczej niewiele uwagi poświęcam im w swoich książkach. Tworzę głównie literaturę często określaną mianem rozrywkowej, a nie zaangażowaną społecznie, chociaż siłą rzeczy czasem o pewne tego typu kwestie zahaczam i parę takich prywatnych uwag czy spostrzeżeń zawsze gdzieś tam między wierszami, a czasem wprost, przemycę. Jednak stanowi to tylko dodatek. Jeszcze chyba nigdy nie zdarzyło mi się napisać książki, która byłaby od początku do końca oparta na jakimś procesie czy zjawisku społecznym, które wywoływałoby we mnie negatywne czy też mieszane odczucia.

Musza K.
1. Czy miejsce zamieszkania jest pana główną inspiracją artystyczną, czy może pana twórczość wyglądałaby tak samo, niezależnie od tego, gdzie by pan mieszkał?

Wydaje mi się, że miejsce zamieszkania nie ma jakiegoś szczególnego wpływu na moją twórczość. Podejrzewam, że gdybym mieszkał gdzie indziej (niezależnie, czy na wsi, czy w jakimś dużym mieście), to większość moich książek wyglądałaby dokładnie tak samo. Jedynym wyjątkiem byłaby może „Zbrodnia w BTW”, gdyż akcja tej mini-powieści rozgrywa się właśnie w moim rodzinnym mieście. Chociaż i w tym przypadku trzon intrygi kryminalnej pozostałby zapewne niezmienny, zmieniłoby się tylko tło dla opisywanych tam zdarzeń, ale myślę, że czytelnikom nie robiłoby to specjalnej różnicy.

2. Czy uważa pan, że polscy autorzy mają duże, czy raczej małe szanse, aby zaistnieć na rynku nie tylko ogólnopolskim, ale wykroczyć i poza granice naszego kraju?

Myślę, że pod względem poziomu i czysto literackich umiejętności polscy autorzy w niczym nie odstają od zagranicznych. Każdy z nas zapewne czytywał gorsze jak i lepsze książki, ale to przecież nie narodowość autora decyduje o tym, które powieści cenimy sobie wyżej. Przecież wiele gniotów wyszło spod ręki tak chętnie czytywanych u nas autorów amerykańskich, angielskich czy skandynawskich i nie można tego oceniać tak ogólnie, twórczość każdego pisarza (niezależnie polskiego czy zagranicznego) powinna być rozpatrywana indywidualnie. Po prostu w każdym kraju są lepsi i gorsi twórcy. Według mnie nie mamy się co wstydzić naszych rodzimych autorów. Myślę, że ich szanse na zaistnienie na rynku ogólnopolskim są takie same, jak i w przypadku powieści tłumaczonych na język polski. Inaczej jednak ma się sytuacja polskich autorów na arenie międzynarodowej. Tutaj szanse na osiągnięcie przez nich wielkiego światowego sukcesu wydają mi się znacznie mniejsze. Jak już wspominałem na początku tej wypowiedzi, nie jest to kwestia poziomu. Oczywiście mamy takich autorów (jak, np. Krajewski, Miłoszewski czy Chmielewska), których książki zostały przetłumaczone i wydane w kilku czy nawet kilkunastu krajach, ale są to jednostkowe przypadki. Poza tym i tak wydaje mi się mało prawdopodobne, by jakikolwiek współczesny polski autor był wymieniany przez obcokrajowców jednym tchem obok takich literackich sław jak Larsson, Coben czy Läckberg. Trochę szkoda, bo moim zdaniem, np. Katarzyna Puzyńska, której książki chyba jeszcze nie doczekały się żadnego przekładu, w niczym nie ustępuje wspomnianej wcześniej królowej szwedzkiego kryminału. Ogólnie jednak siedząc cały czas w Polsce ciężko jest mi obiektywnie ocenić szanse na sukces i popularność naszych autorów na świecie. Z tego miejsca trochę brakuje mi takiego nieco szerszego spojrzenia na to zjawisko, więc moja opinia na ten temat może nie pokrywać się w stu procentach ze stanem faktycznym.

izabela81 
1. Recenzenci trylogii "Niemego" piszą, że bardzo dobrze nakreślił Pan postać Rafaela Wellsa od strony psychologicznej, z jego wątpliwościami, obawami i lękami. Czy było to dla Pana (tak młodego autora) trudne zadanie?

Nie, nie było to wcale takie trudne. Na tym etapie, gdy napisałem już wcześniej kilka powieści, nie było to trudne. Gdybym zabrał się za tę historię parę książek i lat temu, pewnie efekt nie byłby tak satysfakcjonujący ani dla mnie samego, ani dla czytelników. Udało mi się dobrze scharakteryzować tę postać, nakreślić jej odpowiedni portret psychologiczny, bo od samego początku prac nad tą trylogią miałem ściśle określoną wizję tego, jaki ten bohater powinien być, jak powinien się zachowywać, jak powinien reagować na opisane w tych trzech książkach zdarzenia. Te wątpliwości, obawy i lęki głównego bohatera, ich przedstawienie, nie sprawiło mi szczególnych trudności, gdyż po części są to także moje prywatne odczucia, dzięki temu nie musiałem się zastanawiać, jak powinienem je opisać, by wyglądały w miarę wiarygodnie, ja to po prostu wiedziałem. Nie musiałem tu teoretyzować, wystarczyło ubrać moje własne refleksje i przemyślenia w odpowiednie słowa, chociaż samo to też nie zawsze jest takie proste.

2. "Niemy", "Blok", "Dziedzic" - co oprócz głównego bohatera łączy tę trylogię? Jaki jest jej wspólny punkt?

Takich punktów łączących wszystkie tomy tej trylogii jest kilka. Pierwszym i chyba takim najbardziej rzucającym się w oczy jest zastosowanie pierwszoosobowej narracji, dzięki której można było poznać myśli niemego bohatera. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, że mógłbym to zrobić inaczej, więc chyba była to dobra decyzja. Drugi wspólny punkt to humorystyczne akcenty, które pozwalają czytelnikowi na chwilę oddechu podczas śledzenia akcji rozgrywającej w dość szybkim tempie i na stosunkowo niewielkiej ilości stron. Ponadto w każdym z tomów bohater odkrywa jakieś tajemnice z przeszłości, wyciąga wszystkie brudy zarówno ze swojego życia, jak i z życia swoich najbliższych. Ostatnim ze wspólnych punktów, o którym tu wspomnę, jest, mam przynajmniej taką nadzieję, wysoki poziom wszystkich tych trzech tomów. Jednak nie zamierzam się przy tym upierać, zostawiam to do oceny czytelnikom. Oczywiście ta trylogia ma jeszcze inne wspólne cechy, ale nie psujmy zabawy tym, którzy jeszcze jej nie czytali, niech odkryją je na własną rękę.

3. Na swojej oficjalnej stronie pisze Pan: "Po „Niemej Trylogii” bowiem nie będzie już nic." Czy rzeczywiście nie będzie już nic? A może wkręca nas Pan?

Rzeczywiście, po „Niemej Trylogii” nie będzie już nic. Należy traktować to dosłownie, bez żadnych podtekstów, nie jest to żadna zagrywka marketingowa ani nic w tym stylu. W latach 2008-2013 przygotowałem materiał na osiem książek, w latach 2010-2015 je wydałem; myślę, że niezależnie od tego, który z tych przedziałów czasowych przyjmiemy, to i tak zrobiłem w tym okresie całkiem sporo. Pisanie powieści to bardzo czasochłonne zajęcie, wymagające dużego nakładu pracy. Poświęciłem na to kawał swojego życia i uważam, że po prostu już wystarczy. Poza tym nie wydaje mi się, bym po „Niemej Trylogii”, a szczególnie po opisanych w niej wątkach dotyczących bezpośrednio mnie, mógłbym jeszcze czymkolwiek zaskoczyć czytelników. Jak przeczytacie ten cykl, to zapewne przyznacie mi rację.

Ania K
1. Wow! Mieszkam w odległości zaledwie 15 kilometrów, a pierwszy raz o Panu słyszę! To moja czytelnicza porażka. W takim razie bardzo chciałabym poznać Pana twórczość;) A z racji tego, że doskonale znam Bełchatów i okolice mam pytanie: jak trudno było się przebić na literackim rynku? Czy wydawnictwa oraz czytelnicy przyjęli Pana ciepło czy raczej trwała ciągła walka o "pokazanie się" światu?

Z tą porażką to zależy od punktu widzenia. Może nie jest to porażka czytelnicza, tylko promocyjna? Nieistotne, ważne, że w końcu Pani usłyszała. Walka o „pokazanie się” nieustająco trwa, z każdą kolejną książką staram się docierać do coraz to szerszego grona odbiorców, choć wcale nie jest to łatwe zadanie. Wydaje mi się, że strasznie trudno przebić się dzisiaj na literackim rynku. Konkurencja jest ogromna i prezentuje wysoki poziom. Zarówno wydawcy, jak i czytelnicy mają w czym wybierać. Sądzę, że tacy autorzy jak ja, czyli niewspierani przez żadne duże wydawnictwo, mają niewielkie szanse, by odnieść naprawdę znaczący sukces w tej niełatwej branży. Myślę jednak, że ci czytelnicy, do których udało mi się dotrzeć, byli zadowoleni z moich książek; opinie, które dostaję od nich, a także od recenzentów, są zazwyczaj pozytywne.
 
vaapku
1. W materiale dotyczącym stypendium mówisz, że starasz się wplatać w swoje powieści elementy humorystyczne. Jaki rodzaj humoru jest ci najbliższy?

Rzeczywiście, w swych ostatnich powieściach wplatałem pewne humorystyczne elementy. Myślę, że każdy z czytelników „Niemej Trylogii” uśmiechnął się chociaż kilka razy przy czytaniu poszczególnych tomów. Zdecydowanie najbliższe jest mi takie nieco ironiczne poczucie humoru, pewnie dlatego tak lubiłem śledzić poczynania serialowego „Dr House’a”. Oczywiście nie znaczy to jeszcze, że nie bawią mnie inne rzeczy.

martucha180
1. Zapewne ma Pan przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?

Jaka ona jest? Nieobecna. Nie traktuję swojego pisania w takich metafizycznych wręcz kategoriach. Wena, natchnienie czy jakkolwiek to nazwać, bywa zazwyczaj świetną wymówką dla tych, którym nie chce się na poważnie przysiąść do pisania. Stworzenie całej powieści polega na systematycznej pracy wykonywanej przez dłuższy czas, jest to zajęcie wymagające przede wszystkim konsekwencji w działaniu. Bez względu na okoliczności i rozleniwienie, trzeba się ogarnąć, otworzyć zeszyt czy plik w komputerze i pisać. Gdybym cały czas wmawiał sobie, że zwlekam z pisaniem, bo czekam aż spłynie na mnie jakieś bliżej nieokreślone natchnienie, to pewnie nadal jeszcze siedziałbym nad rozpapranym pierwszym rozdziałem swojego debiutu, którego nigdy bym nie skończył.

Agnieszka K.
1. W jakich okolicznościach tworzy Pan swoje powieści, czy ma Pan ulubione miejsca, pory dnia, harmonogram, który sprzyjają pisaniu? Czy może odbywa się to zupełnie spontanicznie, bez planu, specjalnego czasu i miejsca?

Najczęściej piszę je przy swoim biurku, zazwyczaj jak już przysiadam na poważnie do pisania, to siedzę tak przy tym cały dzień. Oczywiście, gdy mam już dokładnie przygotowany konspekt całej powieści, to staram się ustalić jakiś harmonogram prac nad zamienianiem tego planu wydarzeń w gotową książkę, ale nie trzymam się go tak ściśle, bo tak się po prostu nie da. Owszem, można sobie założyć, że będzie się pisało po, załóżmy, pięć stron dziennie przez miesiąc, ale w rzeczywistości ciężko te założenia zrealizować. Jednego dnia uda się napisać te pięć stron, a innego góra dwie czy trzy. Nic na siłę. Jednak jakoś do tego pisania trzeba się przygotować, opracować jakiś plan, bo bez tego ciężko nad tym wszystkim zapanować. Takie zupełnie spontaniczne próby stworzenie czegoś oczywiście kiedyś mi się zdarzały, ale efekty tych działań zazwyczaj nie były szczególnie satysfakcjonujące. W przypadku pisania zdecydowanie jestem zwolennikiem planowania. Może brzmi to bardziej rzemieślniczo niż artystycznie, ale według mnie nie da się spontanicznie napisać całej powieści, a już na pewno nie dobrej powieści. Takie nieplanowane porywy twórcze mogą sprawdzać się jedynie w przypadku krótkich form, takich jak np. opowiadanie.

2. Czy już jako dziecko czuł Pan potrzebę pisania, tworzył Pan powieści do "szuflady" w tajemnicy przed światem? Kiedy zrodził się pomysł, aby napisać pierwszą powieść i czy pisząc "Niemego" był w Panu zamysł, aby powstała trylogia, czy dopiero w trakcie pisania zrodził się pomysł na trzytomową serię?

Tak, swoich pierwszych literackich prób rzeczywiście nikomu nie pokazywałem, ale to akurat dobrze, że nikt nie musiał tego czytać. Nawet materiał na swój debiut przygotowywałem w tajemnicy, praktycznie wszyscy dowiedzieli się o nim tuż przed premierą. Wcześniej nie chciałem się tym chwalić, na wypadek gdyby jednak coś nie wyszło i nie udało mi się wydać tej książki. Pomysł by napisać coś własnego zrodził się dość wcześnie, ale dopiero będąc w liceum udało mi się napisać w całości pierwszą powieść. Odnosząc się do ostatniego członu Pani pytania, historia niemego Rafaela Wellsa od samego początku miała przybrać formę trylogii. Jeszcze przed napisaniem „Niemego” miałem przygotowane konspekty na dwa kolejne tomy. Przy tej okazji wspomnę, że zamierzam trzymać się tych założeń i „Dziedzic” definitywnie kończy ten cykl, z pewnością nie będzie czwartej części przygód niemego bohatera.

Klaudia
1. Jakie uczucia towarzyszą Panu w czasie pisania?

Przeróżne. W zasadzie od zapału i chęci do działania, poprzez zmęczenie, aż do całkowitego zniechęcenia. Można powiedzieć, że towarzyszy mi cały wachlarz uczuć.

2. Kiedy skończył Pan pisać pierwszą książkę czuł Pan radość, ponieważ wreszcie udało się napisać ostatni fragment czy może smutek, że opuszcza Pan już świat bohaterów? A może jeszcze inne uczucie?

Kiedy skończyłem pisać swój debiut czułem głównie jedno. Ulgę. Ulgę, że wreszcie udało mi się doprowadzić tę historię do końca, co w trakcie ośmiu miesięcy prac nad tą książką wcale nie było takie oczywiste, bo wielokrotnie miałem ochotę zwyczajnie sobie odpuścić i zrezygnować z pisania. Z pisania tej powieści i chyba z pisania w ogóle. Po postawieniu ostatniej kropki debiutanckiego „Efektu motyla” pomyślałem sobie – nareszcie to skończyłem. Później było już łatwiej. Do tego stopnia, że teraz gdy „Niema Trylogia” dobiegła końca, czuję pewnego rodzaju żal, że to już wszystko. Przyzwyczaiłem się zarówno do wykreowanych w niej bohaterów, jak i do tego stylu, w którym utrzymany był cały ten cykl. Nawet nie wiem, czy potrafiłbym się teraz przestawić i napisać coś zupełnie innego, w innym klimacie i przy wykorzystaniu innych środków językowych. Podejrzewam, że w kolejnych powieściach byłyby dostrzegalne jakieś naleciałości z „Niemej Trylogii”, co niekoniecznie byłoby przeze mnie pożądane. Ale to oczywiście czysto hipotetyczne rozważania, gdyż nie planuję więcej pisać.

Paula Korobejko
1. Gdyby mógł Pan wybrać się w podróż do świata którejś z ulubionych książek, to do jakiej książki chciałby Pan się wybrać i dlaczego ?

W wolnych chwilach najchętniej sięgam po kryminały i thrillery, więc ze względu na specyfikę opisywanych tam historii i kreowanych światów, raczej nie chciałbym się tam wybierać. Chociaż jak teraz to sobie przemyślałem, to nawet na chwilę chętnie wstąpiłbym do willi w Mechlinie, czyli siedziby pięciu zwariowanych Natalii, tak świetnie przedstawionych przez jedną z moich ulubionych polskich pisarek – Olgę Rudnicką. Pytanie tylko, jak długo dałbym radę wytrzymać w towarzystwie pięciu sióstr Sucharskich?

Grażyna Wróbel
1. Czy uważa Pan, że Pana przeszłość ma wpływ na przyszłość?

Uważam, że tak, zresztą w każdym z tomów „Niemej Trylogii” pokazuję, że tak właśnie jest. Myślę, że to stwierdzenie w realnym życiu także jest bliskie prawdy. Np. decyzje związane z wyborem ścieżki edukacji, determinują to, jak później odnajdziemy się na rynku pracy i czy w ogóle się na nim odnajdziemy. Poza tym, gdybym w przeszłości nie zajął się pisaniem, nie wydał debiutu, a potem kolejnych książek, to zapewne nigdy nie miałbym okazji udzielać tego wywiadu i odpowiadać na to właśnie pytanie.

Joanna Mikulec
1. Czy według Pana każdy może zostać pisarzem?

Nie każdy. Opiera się to dokładnie na tej samej zasadzie, którą można odnieść do każdego rodzaju działalności zawodowej czy hobbystycznej. Tak jak człowiek mdlejący na widok krwi nie powinien zostawać lekarzem czy rzeźnikiem, tak jak ktoś z lękiem wysokości nie powinien podejmować próby zdobycia któregoś z himalajskich ośmiotysięczników, tak samo jak klaustrofobik nie powinien dorabiać sobie jako tester trumien, tak samo osoba nieznająca zasad gramatyki oraz ortografii i nieczytająca książek nie powinna zabierać się za ich pisanie. Nie każdy ma ku temu predyspozycje, nie każdy kto uważa się za humanistę, w rzeczywistości nim jest. Oczywiście jeśli chodzi o pisanie to wiele się można nauczyć, sam od czasu debiutu rozwinąłem swoje umiejętności, wręcz wypracowałem je sobie, ale samo to nie wystarczy. Nie chce mi się wierzyć, by ktoś, kto przeczytał w całym życiu zaledwie parę książek i nie lubił tego robić, był w stanie napisać własną powieść, nawet niekoniecznie genialną, ale choćby w miarę poprawną. Wątpię w to. Nie każdy może zostać pisarzem, co więcej, nie każdy powinien nim zostawać, ale paradoksalnie każdy może dziś książkę wydać. Bez względu na poziom i umiejętności, dlatego też sądzę, że nie każdy, kto ma na swoim koncie jakąś publikację, może zaraz uznawać się za pisarza. Wydana książka nie czyni jeszcze z nikogo pisarza, tak jak pijackie zawodzenie prawie że w rytm melodii nie robi z nikogo wokalisty.

Edyta Chmura
1. Czytałam, że marzy Pan o ekranizacji swojej powieści, np. "Bonusu". Którego aktora widziałby Pan w roli Łukasza Widerskiego? A może dobór aktorów ma mniejsze znaczenie, a marzenie dotyczy określonego reżysera?

Mimo że jest to marzenie raczej z kategorii tych nie do zrealizowania, to kiedyś rzeczywiście nawet zastanawiałem się nad obsadą takiego filmu. Akurat z wyborem człowieka, który mógłby się wcielić w głównego bohatera „Bonusu” miałem pewne trudności, bo raczej nie widziałbym w tej roli żadnego z moich ulubionych aktorów. Dlatego też pomyślałem sobie, że Łukasza Widerskiego mógłby zagrać ktoś świeży, jakaś zupełnie nowa twarz, niekojarząca się jeszcze z żadną dużą rolą. Natomiast na obsadzenie ról pozostałych postaci miałem już bardziej konkretne wizje. Gdybym mógł o tym decydować, to w roli rodziców głównego bohatera chętnie zobaczyłbym Dorotę Kamińską i Mirosława Bakę, jako jego teściów Iwonę Bielską i Mariana Dziędziela, a jako żonę Sylwię Juszczak-Arnesen. Tak bym to właśnie widział na kinowym ekranie, szkoda, że chyba nigdy nie będę miał takiej okazji.

2. Utrata którego zmysłu byłaby dla Pana najbardziej dotkliwa?

Wydaje mi się, że wzroku. Byłby to dla mnie koniec oglądania telewizji, koniec czytania książek, koniec swobodnego surfowania po internecie, praktycznie koniec normalnego życia. Z rozrywek pozostałoby mi tylko słuchanie muzyki, a wtedy, z braku innych sposobów spędzania wolnego czasu, pewnie nadużywałbym jej tak, że jeszcze bym ogłuchł.

 Molek Molek
1. Jakim typem człowieka Pan jest? Marzyciel, indywidualista, a może buntownik?

Trudno tak oceniać samego siebie, ale raczej określiłbym się jako indywidualistę. Myślę, że żeby pisać powieści trzeba być właśnie kimś takim. Nie wyobrażam sobie bym mógł np. pisać z kimś książkę na spółkę. Zresztą, zawsze jak czytam książki dwojga lub więcej autorów, to zastanawiam się, jak oni dali radę to zrobić, jak dwie osoby mogły stworzyć jedno spójne dzieło. Oczywiście potrafię współpracować z innymi, aczkolwiek nie na takim twórczym gruncie, tu lubię decydować o wszystkim sam.

2. W wywiadzie z Panem przeczytałam, że jest Pan osobą małomówną. Czy właśnie dlatego postanowił Pan przelewać słowa na papier?

Po części może i tak, ale z pewnością nie był to główny powód. Zawsze marzyłem o napisaniu i wydaniu książki, lubiłem i nadal lubię czytać. Po prostu chciałem się przekonać, jak to jest zrobić coś takiego samemu. Bycie wyłącznie odbiorcą cudzej twórczości mi nie wystarczało, więc w końcu sam zacząłem podejmować jakieś literackie próby.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Rafałowi Lewandowskiemu za poświęcenie swojego czasu oraz za udzielenie niezwykle interesującego wywiadu.  

Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy zadali autorowi pytania.  


Osoba wyróżniona otrzymuje nagrodę w postaci pakietu Niemej Trylogii, czyli ''Niemy'', ''Blok'', ''Dziedzic''.

Gratuluję i pozdrawiam!!!

cyrysia

21 komentarzy:

  1. Konkretne, wyczerpujące odpowiedzi...bardzo dobry wywiad :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy i wyczerpujący wywiad. Chyba musze się zaznajomić z twórczością tego pana.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wywiad, gratuluję zwyciężczyni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wywiad. Gratuluję wygranej ;)

    Pozdrawiam,
    czytanienaszymzyciem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny wywiad. Muszę przyznać, że kompletnie Pana Lewandowskiego wcześniej nie znałam :). Tyle książek w tak krótkim czasie, pozazdrościć. Na pewno wyrzeczeń było sporo ale no cóż... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy wywiad, dzieje się u Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wcześniej nie słyszałam o tym autorze. Dzięki Twojemu wywiadowi z pewnością przeczytam jego książki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trylogia przede mną, z chęcią więc przeczytałam wywiad.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawy wywiad. Cieszy mnie to, że autor nie ograniczał się do krótkich odpowiedzi, lecz starał się rozwijać każdą myśl. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubię takie konkretne wywiady :) i też na początku zamiast Rafał, przeczytałam Robert, więc skojarzyłam autora z piłkarzem :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo lubię czytać takie wywiady, można ciekawych rzeczy dowiedziec się o człowieku :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nareszcie autor, którego znam :P Cieszę się, że mogłam dowiedzieć się czegoś więcej o Rafale :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny i obszerny wywiad :) Dziękuję autorowi za wyczerpujące odpowiedzi na moje pytania, teraz mam jasność, tak myślałam że napisanie trylogii wymaga przemyślenia i odpowiedniego zaplanowania, to poważne podejście do tworzenia :) Jeszcze raz serdecznie dziękuję :) Teraz pozostaje mi zapolować i przeczytać, chociaż książki są niedostępne w księgarniach internetowych, gdzie zawsze zaopatruję się w książki... Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najprościej zamówić książki bezpośrednio ode mnie, pisząc na maila: lewandowski1331@gmail.com
      Cała "Niema Trylogia" w etui za 65 zł.
      Oczywiście można też zamawiać pojedyncze tomy.
      Szczegóły na moim blogu.

      Usuń

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...